poniedziałek, 28 grudnia 2015

Spokojnego Nowego Roku

Ten rok upłynął pod znakiem nerwowości i emocji, więc na przyszły rok życzę Wam i sobie dużo spokoju, także - a może zwłaszcza - tego w polityce, oby politycy nie wpakowali nas na żadną "minę". A poza tym dużo zdrowia, szczęścia, kasy oraz tradycyjnej polskiej pogody we wszystkich porach roku :)


Wszystkiego najlepszego.


A tymczasem idę "wykańczać" rybę po grecku... Wam też tyle tego wszystkiego zostało?

czwartek, 3 grudnia 2015

Ciekawe czasy

Żyjemy w ciekawych czasach, w których dla własnego dobra, zwłaszcza psychicznego, nie warto się emocjonować tym co się dzieje. Tym bardziej, gdy i tak poza bluzganiem na forach albo w domu, nie ma się zamiaru lub możliwości nic z tym zrobić. I tym bardziej, że tak w zasadzie nie dotyczą one życia przeciętnego człowieka żyjącego w naszym kraju. A zatem:

"Wypijmy za błędy, za błędy na górze
Niech wyjdą na dobre zmęczonej naturze " - jak śpiewa Rynkowski.

A osobom o słabych nerwach nie polecam otwierać internetowych serwisów informacyjnych, bo od dłuższego czasu nic pozytywnego nie można w nich znaleźć. Jest za to straszenie sytuacją polityczną w Polsce, jest straszenie uchodźcami, zamachami, sytuacją w Europie, klimatem, kataklizmami, przewidywanie końca świata w takiej czy innej formie, morderstwa, kradzieże, itd. Czy na pewno ludzie tylko to chcą czytać? Jeszcze gorzej, gdy się zagląda na fora pod tekstami. 

Wychodzi na to, że Polacy to naród o ogromnym stopniu frustracji, krytykujący wszystkich poza sobą samym, źle życzący wszystkim poza sobą samym, cieszący się z czyichś niepowodzeń, itd. Doprawdy wiele artykułów i komentarzy najbezpieczniej czytać w pobliżu łazienki xD 

Aaa, zapomniałabym jeszcze o przemożnej, ogromnej chęci mówienia wszystkim jak mają żyć i co robić. I to bez względu na poglądy czy zawody. Ludzie z różańcami mówią, że macie żyć w sposób A, ludzie bez różańców, że macie żyć w sposób A prim. Jedni w niewybredny sposób krytykują drugich domagając się jednocześnie poszanowania własnych poglądów, z politykami i dziennikarzami na czele. Albo w zasadzie kolejność powinna być odwrotna. Jedni mówią: powinniście chodzić do Kościoła, drudzy: Kościoły powinno się zamknąć. Doprawdy złoty środek w postaci: "jesteście wolni, dorośli, róbcie tak jak uważacie za słuszne", w tym kraju trudno znaleźć. Niestety.

poniedziałek, 16 listopada 2015

Konsekwencje ataku na Paryż

To był naprawdę straszny weekend. Tragedia co prawda bezpośrednio dotknęła Paryż, ale mogła zdarzyć się w zasadzie w całej laicko - chrześcijańskiej Europie. Zresztą do "wojny" a w zasadzie do zamachów (bardziej tchórzliwa wersja wojny) nadal wzywają mordercy z Państwa Islamskiego. Doprawdy trzeba mieć nierówno pod sufitem, żeby należeć do tej organizacji, ale zdaje się, że wiele osób ma poważne zaburzenia, którym niestety sprzyjają wojny w regionie. Najgorzej, że przy obecnym rodzaju broni wystarczy jedna taka niezrównoważona osoba, żeby zabić setki.


Jakie będą konsekwencje? Niestety żałosne. Kraje żądają odwetu, więc będą kolejne konflikty zbrojne, a zyska na tym niestety tylko zbrojeniówka, która dostarcza broni obu stronom konfliktu. Kto ucierpi: państwa i tak biedne i zniszczone na terenach których toczą się wojny (a więc potencjalnie w przyszłości bardziej podatne na powstawanie radykalnych postaw, bo one rzadko kiedy rodzą się tam gdzie ludziom żyje się dobrze), ludzie którzy stracą swoje domy, dorobek kulturalny w regionie i zapewne także Europa, która wcześniej czy później w takiej czy innej formie będzie musiała pomóc uchodźcom.


Jakich konsekwencji nie będzie? Niestety, moim zdaniem kluczowym byłoby odcięcie terrorystów od pieniędzy i broni, ale jakoś państwa bardziej są skłonne prowadzić wojnę i bombardować inne państwo (testując przy okazji swoją broń), niż wypowiedzieć wojnę handlarzom, którzy MUSZĄ być powiązani ze zbrojeniówką. Nie będzie też zapewne konsekwencji w postaci powstania silnej armii np. syryjskiej zdolnej do opanowania sytuacji w kraju. A doprawdy patrząc na "uchodźców", wielu z nich jest w wieku odpowiednim do walki o swoje państwo. Myślę, że działania muzułmanów przeciwko muzułmanom byłyby bardziej skuteczne i odebrałyby argument "walki z niewiernymi".


Tak czy inaczej na wszystkich konfliktach jedynym wygranym jest zbrojeniówka, bo zaopatruje obie strony. Nic więc dziwnego, że powstają teorie spiskowe obarczające ją (czy poszczególne kraje) za wywoływanie konfliktów czy zamachy. Taki wniosek sam się nasuwa na pytanie: kto na tym zyska?


I tylko zwykłych ludzi szkoda.

poniedziałek, 9 listopada 2015

Powrót z pracy

Właśnie wróciłam z pracy. Pogoda przez okno taka, że wychodzić się nie chciało, a tymczasem okazało się, że to pozory. Jest cieplutko, przyjemnie, praktycznie bezwietrznie, powietrze wilgotne jeszcze po porannym deszczu. Bardzo przyjemnie. Aż szkoda, że tak szybko robi się ciemno, bo miałabym ochotę po obiedzie (który się przygrzewa) wybrać się na spacer...


Dobra, na dziś kończę wpis, bo będzie tak jak w tym kawale:
- Skonstruowaliśmy idealną patelnię, na której się nic nie przypala.
- Naprawdę? A jak to działa?
- Zanim się zacznie przypalać, odcina Ci internet :)


Czy jakoś tak to było...

poniedziałek, 2 listopada 2015

Początek listopada

Święto, święto... Miało być odwiedzanie grobów, a było ich przybywanie. Jak podała policja, w weekend na drogach zginęło 30 osób, mimo że żadnego długiego weekendu nie było, więc było dużo gorzej niż w statystykach z poprzednich lat, kiedy to "rozkładało się" na większą ilość dni. Masakra, przy tylu akcjach policyjnych, przy ciągłych obostrzeniach dla pijanych kierowców i tych z ciężką nogą, wciąż to samo. Nie wiem jakie powinny być kary, żeby po alkoholu nikt nie wsiadł za kółko. Ale najwyraźniej obecne nie są odstraszające. W ogóle był to tragiczny weekend: rozbicie rosyjskiego samolotu, panika na koncercie w Rumunii... Jeśli ktoś szukał jakichś pozytywnych, optymistycznych informacji w serwisach, miał niezły problem. Łatwiej było o coś pozytywnego odrywając wzrok od ekranu i spoglądając na dwór, na piękną, słoneczną, ciepłą pogodę. Dziś podobna. Cudownie wyglądają żółte liście na tle błękitnego nieba.


W tym roku wyjątkowo mało dzieciaków chodziło na Halloween, może odstraszyła je mgła rodem z horrorów, a może mają na co dzień tyle słodkości, że im nie brakuje. Tym razem na korytarzu mieli tor przeszkód, bo akurat sąsiad wymieniał meble i wynosili stare i wnosili nowe, a że nowe przyjechały wcześniej niż się spodziewał i pownosili wszystko na korytarz, toteż go całego zastawili. Szczerze mówiąc nie wiem jak udało im się to wszystko ogarnąć i wyminąć, bo moje drzwi zastawiła szafa do przedpokoju (oczywiście za zgodą i po potwierdzeniu, że akurat nie mamy zamiaru nigdzie wychodzić), ale jakoś dali radę i nawet nie obtłukli ścian w naszym wąskim korytarzu.


W naszej okolicy pojawiły się gołębie. Dotąd ich nie było, ku radości mieszkańców, a teraz jakoś tu trafiły. Generalnie mamy zakaz ich dokarmiania, żeby się nie osiedliły na dobre, bo mimo że to całkiem ładne ptaki, ale rozmnażają się na potęgę i stanowią niezłe wyzwanie w miastach. Tym bardziej, że przyzwyczajone do żebrania nie potrafią sobie same poradzić i znaleźć jedzenia.


No i taki to początek listopada, jak dla mnie najgorszego miesiąca w roku...

środa, 21 października 2015

Na letnich oponach

Tym razem wpis krótki, taki do drugiego śniadania. Dziś pada, więc droga do pracy była tradycyjnie w korkach, co chyba na zawsze pozostanie dla mnie zagadką dlaczego tak się dzieje, że deszcz zawsze oznacza korki. Samochody się inaczej toczą? Sygnalizacja inaczej działa? Doprawdy, nie mam pojęcia. Rozumiem, że poza miastem warto zwolnić, ale w mieście przy ograniczeniu do 50tki i 40tki i tak powinno się jeździć z taką samą prędkością.


No ale nie o moim zrozumieniu zjawisk miało być, tylko o kierowcach, którzy wciąż jeżdżą na letnich. A że miałam okazję poobserwować samochody, więc mój wniosek jest taki, że jest ich mnóstwo. Aż się boję co będzie jak przyjdzie jakiś niespodziewany przymrozek. Chyba dla pewności pojadę autobusem, bo strach jechać swoim koło takich niefrasobliwych osób. Tym bardziej, że ostrzeżenie w postaci nocnych przymrozków już było. Weźcie się ludzie ogarnijcie.

wtorek, 29 września 2015

Kierowca kontra pieszy i o rowerzystach też dla równowagi

:) No to taki drażliwy temat dziś poruszę, w związku z planowaną zmianą ustawy o ruchu drogowym, która wprowadzi zasadę pierwszeństwa dla pieszych na przejściach dla pieszych. Do posta dodam jeszcze rowerzystów i już będziemy mieli komplet sporów :) Moim zdaniem podstawowy problem polega na tym, że ludzie stając się pieszymi trzymają stronę pieszych, wsiadając za kółko - popierają kierowców, a jadąc na rowerze - rowerzystów. Najlepiej to widać na parkingach. Jedzie sobie kierowca i przeciska się między pieszymi; najchętniej by ich zwyzywał za chodzenie gdzie popadnie albo porozjeżdżał, jeśli akurat mu się spieszy. Później ten sam kierowca wysiada i lezie środkiem przejazdu nie zważając na samochody; i z kolei najchętniej zwyzywałby wtedy kierowców. A między nimi jeżdżą sobie rowerzyści, domagając się równego traktowania jako uczestnicy ruchu drogowego - równego czyli wtedy, gdy im wygodniej chcą być traktowani jak kierowcy, a wtedy gdy niewygodniej - jak piesi, nie mając przy tym większego pojęcia o przepisach ruchu drogowego, albo kompletnie je ignorując.


A żeby nie być gołosłowną, że tak na wszystkich najeżdżam, kilka przykładów "z życia wziętych":
1. stoję sobie na wyspie na przejściu dla pieszych (bo światła są tak ustawione, że można przejść tylko "do połowy"). Część pieszych przebiega, bo nie chce im się czekać, mimo że jezdnia 3 pasmowa i "śmigają" przed samochodami. Część - tu ewenement, który nigdy nie przestanie mnie dziwić - stoi na krawężniku i jeszcze rozmawiając gestykuluje nad jezdnią łapami albo torbami zmuszając kierowców często do zmiany pasa ruchu, bo nigdy nie wiadomo co takiemu "pieszemu-uczestnikowi ruchu" do głowy strzeli albo z torby wypadnie. Dlaczego nie stają dalej tylko tak, żeby przejechać im po palcach to dla mnie jest nieodgadnioną zagadką. Szybciej na drugą stronę nie przejdą, więc uzasadnienia nie znam.
2. jadę sobie samochodem, a tu pani w miejscu niedozwolonym przechodzi przez jezdnię. Ale jak przechodzi: na ukos (duży) z telefonem przed nosem. Po czym wsiada do samochodu i odjeżdża. Gdyby w tym momencie prowadziła auto zamiast mnie, pewnie bez inwektyw by się nie obyło,
3. jadę sobie z dzieckiem drogą rowerową, przejeżdżam przez drogę, gdzie mam pierwszeństwo, a właściwie nie przejeżdżam tylko się zatrzymujemy i przepuszczamy samochody, bo z większymi się kopać nie będę, a kierowcy albo nie wiedzą kto ma pierwszeństwo, albo nie stosują się do przepisów.
4. stoję sobie z dzieckiem na czerwonym ZA innymi samochodami, bo uczę dziecko nie przeciskania się, a tu koło nas przeciska się samochód, żeby nas wyminąć... W innej sytuacji staliśmy jako pierwsi, a samochód nie dość, że nas wyminął, to jeszcze pojechał dalej.
5. jedziemy sobie samochodem, stajemy na światłach, obok przeciska się rowerzysta, przejeżdża na czerwonym po obejrzeniu się i jedzie dalej (duże skrzyżowanie - po 3 - 4 pasy ruchu) plus torowisko; w podobnej sytuacji inny rowerzysta przejechał na czerwonym i skręcił na chodnik, bo tam ludzie mieli zielone,
6. idę sobie chodnikiem, a tu nagle wypada na mnie zza zakrętu rozpędzony rowerzysta, uciekam w popłochu, a on nawet nie zwalnia,
7. stoję sobie przed przejściem dla pieszych przez parę minut, bo nikt nie raczy się zatrzymać, no chyba że trafi się jakiś Niemiec,
8. jadę sobie samochodem, a tu spoza samochodów (tak, to ulubione miejsce) nagle włazi mi ktoś niemal pod koła.


W zasadzie takie przykłady można mnożyć i mnożyć. Moim zdaniem zmiana przepisów na korzyść pieszych nic tu nie da, ponieważ: mądry pieszy i tak nie będzie się pchał pod samochód, głupi pieszy tak jak teraz włazi, tak i będzie później właził, tym pewniejszym krokiem i bardziej nagle, że będzie przekonany o swoim prawie, nawet jak jedzie rozpędzony samochód, który nie ma szans się zatrzymać, bo taki pieszy swoje prawo będzie rozumiał bezwzględnie. Niestety spór między tymi wszystkimi uczestnikami ruchu jest spowodowany brakiem kultury poruszania się po drogach i brakiem wyobraźni, a tego przepisami się nie zmieni. Bo niestety u nas dziwnie uważa się, że przepisy przepisami, ale ja i tak swoje wiem. I uważa się też, że policja jest od pilnowania stosowania przepisów (więc jak jej nie ma to można robić co się chce, a jak jest to powinna grzecznie pouczyć); a tak naprawdę to każdy jest od pilnowania ich przestrzegania, zwłaszcza pilnowania siebie, a policja tylko od karania tych opornych, którzy mają problem z funkcjonowaniem w społeczeństwie.

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Sierpień

Cudownie jest spędzić trochę czasu poza domem podróżując po urokliwych miejscach: pogoda sprzyja, ceny benzyny - o dziwo - mimo wakacji jakby trochę spadły, choć i tak stanowią one spory procent wydatków wakacyjnych. Ale jest pięknie, więc warto wybrać się chociaż za miasto.


Na zachętę wrzucam zdjęcie pięknych, sierpniowych pól:


Po drodze, na wsiach, w pobliżu podmokłych terenów, o które w tym roku niestety trudno (choć i plus jest w postaci mniejszej ilości komarów), można spotkać bociany. Nam się to w każdym bądź razie udało. A oto jedna parka:


Prawda, że piękna?

piątek, 3 lipca 2015

Na wakacjach

Ostatnio koleżanka wyjechała na wakacje, a ja opiekowałam się jej kwiatami i zwierzakami. Mimo, że codziennie wietrzyłam mieszkanie, zawsze wchodząc czułam jakiś dziwny zapach. Po powrocie powiedziałam jej o tym. Też stwierdziła, że to zauważyła i to jeszcze w zimie, pewnie dlatego, że rzadko kiedy wietrzy. Powiedziałam jej, że wyeliminowałam ten "czynnik", więc poprosiła mnie o pomoc w zlokalizowaniu smrodku. Po poszukiwaniach okazało się, że ma zapleśniałą ścianę w przedpokoju za szafą wnękową - łącznie z tylną ścianką szafy - i część rzeczy w szafie, wciśniętych "w kąt". Zapewne problemem jest źle ocieplona ściana zewnętrzna. Kumpela się załamała, że ma tak zagrzybione mieszkanie, o czym nic nie wiedziała. Pomogłam jej wszystko zdemontować, część rzeczy trzeba było wyrzucić, podobnie jak tylną ściankę szafy. Na dziś zamówiła panów od osuszania, odgrzybiania i ozonowania, więc przez kilka dni będzie mieszkać u mnie. Panowie powiedzieli, że niestety tak się teraz buduje, że ich firma świetnie prosperuje. I że w ogóle, żeby uniknąć takich problemów ściany powinny móc "oddychać" - zwłaszcza ściany zewnętrzne - a szafa do przedpokoju, szczególnie jeśli jest montowana czy stawiana we wnęce, dobrze aby była bez tylnej ścianki. No, ok, niby można, ale chyba nie o to chodzi, żeby trzymać meble tylko na ścianach wewnętrznych, zwłaszcza kiedy się kupuje nowe mieszkanie, niby dobrze ocieplone o czym świadczy też certyfikat energetyczny. Oczywiście kumpela od razu zaczęła wpadać w panikę, że jej ostatnie bóle głowy to być może od tego świństwa i w ogóle nie wiadomo jak to wpływało na jej organizm. Próbuję ją uspokoić, że zdrowe to to może nie jest, ale są ludzie, którzy tak mieszkają latami, więc nie powinno zabić. A bóle głowy to ona ma odkąd pamiętam, przy każdej zmianie pogody. Najważniejsze, że udało się ustalić problem i się go pozbyć. Teraz na pewno będzie już lepiej. Trzeba będzie zapić i zagryźć ten problem przy grillu. Tym bardziej, że pogoda cudna :)

środa, 20 maja 2015

Wkrótce Zielone Świątki

Kalendarz podpowiada, że w tę niedzielę będą Zielone Świątki. Pamiętam, gdy byłam mała, jedyne skojarzenie z tym dniem to wejścia do domów przybrane kwiatami i gałęziami brzozy, ba - czasem całymi młodym drzewkami. Oczywiście nie w mieście, tylko na wsi, gdzie zawsze jeździliśmy do rodziny. Ciekawe czy ten zwyczaj przetrwał... Co do wycinania drzewek, to wątpię, bo zakazy, ale może przyozdabianie gałęziami i kwiatami? Tak pięknie to wyglądało, tak sielsko :) Lubię różnego rodzaju zwyczaje ludowe, choć widzę, że niestety zanikają. Na wsiach mieszka coraz mniej rolników, a coraz więcej mieszczuchów, dojeżdżających stamtąd do pracy w mieście. Okazało się, że wiele zwyczajów to "wiocha" i "siara", tym samym o ile kultywują je jeszcze starsi, albo raczej najstarsi, to już nieco młodsi zrezygnowali. Nawet dożynki coraz bardziej przypominają imprezy organizowane przez stacje radiowe w wakacje, niż tradycyjne imprezy. A szkoda. Ale cóż zrobić, globalizacja i uniformizacja.

Dziś w przerwie w pracy, kupiłam buty:) I zdziwiłam się niemało, bo pani sprzedawczyni powiedziała, że "koślawię" jedną nogę i powinnam nosić wkładki ortopedyczne. Jak żyję nie słyszałam nigdy nic takiego, mimo że kupiłam sporo butów różnych rodzajów. Może zresztą coś w tym jest, bo rzeczywiście obcasy zdzieram nierównomiernie. Tak czy inaczej mam piękne nowe buty, wkładki, które nie wiem czy będę nosiła (zależy czy będzie w nich wygodnie) i tylko pogoda nie sprzyja ich ubraniu, bo szkoda mi zamoczyć i przebarwić. Mam jednak nadzieję, że ten deszcz to nie taka stała tendencja trwająca dniami czy tygodniami, tylko niewielki front.

Cóż poza tym? Kampania, oby trwała jak najdłużej, bo w końcu coś pozytywnego się dzieje.


środa, 29 kwietnia 2015

Przed majówką

Zapisałam dziecko na kolonię. Niech sobie wypocznie i złapie trochę jodu. Tym bardziej, że chce. Mam nadzieję, że jako rozbrykany nastolatek, w gronie innych rozbrykanych nastolatków, nie wymyśli, a raczej - nie zrobi - czegoś bardzo głupiego. No, ale każdy musi zdobyć sam jakieś tam doświadczenia życiowe i do wielu rzeczy dojść sam. Dobre rady "wapniaków" jednym uchem wpadają, a drugim wypadają, na zasadzie, że teraz jest inaczej, że już zapomnieli jak to kiedyś było, że w ogóle oni kiedyś byli nastolatkami? itd. Też się to przerabiało, więc niech się sam uczy. Zastanawiam się tylko nad jego zachcianką, bo Potomek nosi okulary, a wolałby mieć na wyjazd szkła kontaktowe, żeby nosić okulary przeciwsłoneczne albo żadne. Obawiam się trochę tych szkieł, że nie poradzi sobie jak mu piaskiem sypnie w oczy na plaży, albo wpadnie mu coś do oka, kiedy będzie pływał. Wiem, że to wygoda i sama wolę na plażę zakładać szkła, ale ja się jednak trochę spokojniej tam zachowuję. Niby soczewki są teraz robione z super materiałów, oddychających, nawilżających i Bóg wie co tam jeszcze (generalnie cudo, przynajmniej według reklam), ale jednak to ciało obce w oku, a dziecko też nie zawsze tak zadba o ich porządne wypłukanie; zwłaszcza, że program kolonii jest bogaty i pewnie będą się ciągle poganiać i spieszyć. Chyba muszę to skonsultować z okulistką.

A od jutra po południu majówka :) Oby tylko nie padało i było względnie ciepło. Co prawda nigdzie się nie wybieramy, ale miło by było gdyby się dało grilla odpalić i posiedzieć trochę na zewnątrz ze znajomymi. Aaaa, no i zakupy trzeba zrobić większe...

W tym roku w ostatniej chwili wyrobiłam się ze złożeniem PITa. Miałam go już przygotowanego 2 miesiące temu. Wydrukowałam, odłożyłam na kupkę innych papierów i zapomniałam. Dopiero ostatnio koleżanka opowiadała o swoim i przypomniało mi się, że przecież go nie zawiozłam ani nie wysłałam... Pojechałam do urzędu i stanęłam wśród innych osób robiących wszystko na ostatnią chwilę. Dowiedziałam się kto jest ostatni i czekałam. Po gościu, za którym stałam podszedł do okienka inny. Mówię, że ja tam stałam a pani w okienku pyta mnie o numer.... Hyyy??? No tak, oczywiście. Wzięłam ze sobą papiery do przejrzenia i tak się nimi zaaferowałam, że nie zauważyłam, że tam trzeba sobie kliknąć po numerek do kolejki. Podwójna kompromitacja. Całe szczęście, że było mało osób. No i drugie szczęście, że wszystko załatwiłam. W przyszłym roku pakuję w kopertę, albo wysyłam przez internet. Mimo ułatwień, nadal nie lubię urzędów.

wtorek, 14 kwietnia 2015

Już połowa kwietnia

Coraz rzadsze te moje wpisy. Czasu brakuje, zwłaszcza odkąd przyszła wiosna, a we mnie wstąpiła energia do robienia wszystkiego, najlepiej naraz. Niestety pojawiły się dwie blokady: brak czasu i funduszy. A właściwie jeszcze trzecia: niechęć Ukochanego do rozkopywania całego ogrodu, modernizowania tarasu, z jednoczesnym malowaniem w domu. Przy tym jednocześnie pracując i wykonując inne niezbędne, codzienne zajęcia. Okiełznałam więc swoje ciągoty do wszystko - robienia naraz i realizuję plany pomału i po kolei. Pierwsze efekty już widać, choć niestety zrujnowałam przy okazji ręce, które przez całą zimę próbowałam zregenerować. No trudno, jak się nie umie posługiwać rękawicami, to takie są efekty.

Jednocześnie energia wstąpiła w moją siostrę (chyba mamy jakąś wiosenną skazę genetyczną), która modernizuje własne mieszkanie i chce mnie wyciągnąć na zakupy w charakterze doradcy, bo ma ochotę na nowe meble do sypialni. Niestety wiąże się to z wielogodzinnym łażeniem po wielu sklepach, co zdecydowanie krzyżuje moje plany, ale cóż poradzić... Co gorsze, postanowiła sobie, że w tym roku musimy w naszym rodzinnym domu ocieplić północną ścianę, która powoduje spory ubytek ogrzewania, tym bardziej odczuwalny, że dotyczy także łazienki, w której bywa koszmarnie zimno. Szczerze mówiąc wolałabym już zrobić szybką akcję i zamontować ogrzewanie podłogowe, bo mimo że wiąże się to ze skuciem posadzki, rozłożeniem maty grzewczej, zrobieniem wylewki i ponownym położeniem kafli, to jednak zamykamy się w remoncie jednego pomieszczenia. A z ociepleniem ściany jest problem - plany są co roku i pewnie całość byłaby już dawno zrobiona, gdyby nie koszmarnie trudny dostęp do tej piekielnej ściany.

Cóż poza tym? Potomek postanowił pojechać w tym roku na kolonię. Hura, że będziemy mieli 2 tygodnie wakacji. Hura, że on się będzie świetnie (mam nadzieję) bawił i wypoczywał. Łee, że to kolejny niemały wydatek, który trzeba będzie skądś wyskubać, bo przecież dziecku nie będę żałować, póki jakoś tam mogę sobie na to pozwolić. Tym bardziej, że odciągnie go to na całe dwa tygodnie od komputera :) Tak, to jest godne największego poświęcenia i zaciśnięcia pasa :)

Trzeba będzie tylko dokładnie sprawdzić w necie i wśród znajomych organizatora...

czwartek, 19 marca 2015

Wkrótce pierwszy dzień wiosny

Za dwa dni oficjalny, astronomiczny pierwszy dzień wiosny, zwany ongiś dniem wagarowicza. Nie wiem czy w dzisiejszych czasach jeszcze dzieciaki chodzą na wagary (choć byłam raz świadkiem strasznej awantury o to, że dziecko przesiedziało jedną lekcję w bibliotece i jak to negatywnie wpłynęło na jego opinię w szkole, przyszłość, zaufanie, itd. - generalnie jednej wielkiej grandy), ale w tym roku mogą sobie spokojnie posiedzieć w domu lub na dworze - jeśli pogoda na to pozwoli :)

poniedziałek, 9 marca 2015

Takie tam

Tradycyjne powiedzenie o lutym po raz kolejny nie sprawdziło się. Proponuję zastąpić je takim: idzie luty, szykuj wiosenne buty :) Na marzec na razie też nie ma co narzekać. Oby tylko nie okazało się, że chłód nadrobi w maju, czy latem. Ostatecznie przyroda lubi równowagę i tak jak "ilość kilerów w więzieniach musi się zgadzać", tak i określona ilość chłodnych dni w roku musi się zgadzać (zwykle).


Właśnie dzwonili do mnie z kolejną propozycją kredytu. Bo skoro zaczęła się wiosna i zbliżają święta to na pewno mam jakieś potrzeby... Po raz kolejny ustalenie skąd mają mój numer i prośba o wykreślenie z bazy spaliła na panewce. Wrr, już wolę jak mi przychodzi spam na maile. Szybko można usunąć i spokój, a tu człowieka odrywają od pracy i zawracają głowę rzeczami, których się nie potrzebuje. Nazwa firmy, od której mają mój numer i dane oczywiście nic mi nie mówi. A tłumaczenie, że dużo firm ma moje dane i może je sprzedawać też jakoś do mnie nie przemawia, tym bardziej, że nie podaję ich z zasady. Poza tym nie kupuję rzeczy na raty. Wolę odłożyć kasę i wtedy kupić, za gotówkę, a nie na jakieś kredyty. Kiedyś było inaczej, skusiłam się, żeby szybko umeblować mieszkanie. Tym bardziej, że raty 0% (niby) lub nisko oprocentowane (też niby), więc nie chciałam czekać i wzięłam tak jeden kredyt na meble do kuchni, drugi na szafę do przedpokoju, trzeci na meble systemowe do pokoju dziennego, a czwarty na pralkę. I fajnie, że wszystko miałam od razu w domu, ale raty po zsumowaniu przekraczały tysiąc złotych, a mniej więcej w połowie ich spłacania straciłam pracę... Wybrnęłam, bo znalazłam następną, dużo gorszą, której bym nie wzięła gdyby nie zobowiązania finansowe. Od tej pory nie pakuję się w żadne kredyty, bo życie jest nieprzewidywalne, a święty spokój bezcenny.


Wszystkiego najlepszego, mimo że spóźnionego, z okazji Dnia Kobiet :)

piątek, 30 stycznia 2015

Wpis

Święta minęły spokojnie. Wszystko się udało, może poza serniko - makowcem, który uparł się i nie urósł. Poza kilkoma chłodnymi dniami pomiędzy drugim dniem Świąt i Sylwestrem, nadal dość ciepło. Trawa się zieleni, wczesne wiosenne kwiaty kiełkują, wieczorem słychać ćwierkanie ptaków jakby już była wiosna. Jutro rozbieramy choinkę. Chciałam, żeby była jak najdłużej, bo to takie wyjątkowe święta, ale jakoś w tym roku wyjątkowo nie czułam tego świątecznego nastroju, przynajmniej nie od Nowego Roku. Może za dużo problemów, a może po prostu się starzeję i już nie ekscytują mnie tak święta jak kiedyś. A szkoda.


Dzieciaki wkrótce wracają do szkoły, bo to ostatnie 3 dni ferii. Szkoda, że nie udało się nigdzie ich wysłać, choć oni się cieszą, że się wyspali i wybawili. Niech im będzie, musi być. W szkole podobno przez ferie działo się. Wyremontowali łazienkę na ich piętrze (w końcu) i kupili trochę nowego sprzętu do sali komputerowej, bo podobno niektóre komputery były już strasznie wyeksploatowane. Pewnie teraz będzie wojna kto ma na którym miejscu siedzieć :) Podobno pojawiła się też drukarka 3d. Ciekawe jak to działa. Powiesili też nowe gabloty. Nawet moje "Maluchy" zaangażowały się w robienie wystawki w czasie ferii. I dokupili nowy sprzęt do sali gimnastycznej. W zasadzie całkiem fajna jest ta ich szkoła. Jedyne czego mi (a właściwie dzieciakom) w niej brakuje to basenu.


Za dwa dni luty. Ciekawe czy się spełni powiedzenie: idzie luty podkuj buty :)