:) No to taki drażliwy temat dziś poruszę, w związku z planowaną zmianą ustawy o ruchu drogowym, która wprowadzi zasadę pierwszeństwa dla pieszych na przejściach dla pieszych. Do posta dodam jeszcze rowerzystów i już będziemy mieli komplet sporów :) Moim zdaniem podstawowy problem polega na tym, że ludzie stając się pieszymi trzymają stronę pieszych, wsiadając za kółko - popierają kierowców, a jadąc na rowerze - rowerzystów. Najlepiej to widać na parkingach. Jedzie sobie kierowca i przeciska się między pieszymi; najchętniej by ich zwyzywał za chodzenie gdzie popadnie albo porozjeżdżał, jeśli akurat mu się spieszy. Później ten sam kierowca wysiada i lezie środkiem przejazdu nie zważając na samochody; i z kolei najchętniej zwyzywałby wtedy kierowców. A między nimi jeżdżą sobie rowerzyści, domagając się równego traktowania jako uczestnicy ruchu drogowego - równego czyli wtedy, gdy im wygodniej chcą być traktowani jak kierowcy, a wtedy gdy niewygodniej - jak piesi, nie mając przy tym większego pojęcia o przepisach ruchu drogowego, albo kompletnie je ignorując.
A żeby nie być gołosłowną, że tak na wszystkich najeżdżam, kilka przykładów "z życia wziętych":
1. stoję sobie na wyspie na przejściu dla pieszych (bo światła są tak ustawione, że można przejść tylko "do połowy"). Część pieszych przebiega, bo nie chce im się czekać, mimo że jezdnia 3 pasmowa i "śmigają" przed samochodami. Część - tu ewenement, który nigdy nie przestanie mnie dziwić - stoi na krawężniku i jeszcze rozmawiając gestykuluje nad jezdnią łapami albo torbami zmuszając kierowców często do zmiany pasa ruchu, bo nigdy nie wiadomo co takiemu "pieszemu-uczestnikowi ruchu" do głowy strzeli albo z torby wypadnie. Dlaczego nie stają dalej tylko tak, żeby przejechać im po palcach to dla mnie jest nieodgadnioną zagadką. Szybciej na drugą stronę nie przejdą, więc uzasadnienia nie znam.
2. jadę sobie samochodem, a tu pani w miejscu niedozwolonym przechodzi przez jezdnię. Ale jak przechodzi: na ukos (duży) z telefonem przed nosem. Po czym wsiada do samochodu i odjeżdża. Gdyby w tym momencie prowadziła auto zamiast mnie, pewnie bez inwektyw by się nie obyło,
3. jadę sobie z dzieckiem drogą rowerową, przejeżdżam przez drogę, gdzie mam pierwszeństwo, a właściwie nie przejeżdżam tylko się zatrzymujemy i przepuszczamy samochody, bo z większymi się kopać nie będę, a kierowcy albo nie wiedzą kto ma pierwszeństwo, albo nie stosują się do przepisów.
4. stoję sobie z dzieckiem na czerwonym ZA innymi samochodami, bo uczę dziecko nie przeciskania się, a tu koło nas przeciska się samochód, żeby nas wyminąć... W innej sytuacji staliśmy jako pierwsi, a samochód nie dość, że nas wyminął, to jeszcze pojechał dalej.
5. jedziemy sobie samochodem, stajemy na światłach, obok przeciska się rowerzysta, przejeżdża na czerwonym po obejrzeniu się i jedzie dalej (duże skrzyżowanie - po 3 - 4 pasy ruchu) plus torowisko; w podobnej sytuacji inny rowerzysta przejechał na czerwonym i skręcił na chodnik, bo tam ludzie mieli zielone,
6. idę sobie chodnikiem, a tu nagle wypada na mnie zza zakrętu rozpędzony rowerzysta, uciekam w popłochu, a on nawet nie zwalnia,
7. stoję sobie przed przejściem dla pieszych przez parę minut, bo nikt nie raczy się zatrzymać, no chyba że trafi się jakiś Niemiec,
8. jadę sobie samochodem, a tu spoza samochodów (tak, to ulubione miejsce) nagle włazi mi ktoś niemal pod koła.
W zasadzie takie przykłady można mnożyć i mnożyć. Moim zdaniem zmiana przepisów na korzyść pieszych nic tu nie da, ponieważ: mądry pieszy i tak nie będzie się pchał pod samochód, głupi pieszy tak jak teraz włazi, tak i będzie później właził, tym pewniejszym krokiem i bardziej nagle, że będzie przekonany o swoim prawie, nawet jak jedzie rozpędzony samochód, który nie ma szans się zatrzymać, bo taki pieszy swoje prawo będzie rozumiał bezwzględnie. Niestety spór między tymi wszystkimi uczestnikami ruchu jest spowodowany brakiem kultury poruszania się po drogach i brakiem wyobraźni, a tego przepisami się nie zmieni. Bo niestety u nas dziwnie uważa się, że przepisy przepisami, ale ja i tak swoje wiem. I uważa się też, że policja jest od pilnowania stosowania przepisów (więc jak jej nie ma to można robić co się chce, a jak jest to powinna grzecznie pouczyć); a tak naprawdę to każdy jest od pilnowania ich przestrzegania, zwłaszcza pilnowania siebie, a policja tylko od karania tych opornych, którzy mają problem z funkcjonowaniem w społeczeństwie.