poniedziałek, 15 grudnia 2014

Kolejny ciepły rok

Odnoszę dziwne wrażenie, że bieguny przesuwają się w stronę Ameryki. Od kilku już lat tam zima dopisuje od listopada, czy nawet października, do - co najmniej - marca. A u nas, temperatury takie jak kiedyś we Włoszech czy południowej Francji: wahające się w zimie od +5 do +12C. Kupiłam lekką, zimową kurtkę, bo tą którą miałam wcześniej i płaszczyk są po prostu za ciepłe na te klimaty. A i tak często chodzę po prostu w grubszych bluzach. Rowery nadal "na chodzie", co kiedyś było nie do pomyślenia i trzeba było w październiku je umyć i schować na zimę do piwnicy. Butów zimowych jeszcze nie wyciągałam. Wystarczają mi jesienne trzewiki. Czysta oszczędność i wygoda, że nie trzeba dźwigać tych ciężkich rzeczy. Podobnie z ogrzewaniem: wieczorami trochę włączymy piec, poza tym jest ciepło w mieszkaniu. Dziwnie tak ludziom przyzwyczajonym do 4 pór roku. Niedawno "naukowcy" ogłaszali zanik wiosny, ale w zasadzie powinni ogłosić zanik zimy. Niestety dobre wieści pogodowe nie dotarły do mojego samochodu, bo ostatnio zauważam coraz poważniejszy problem z akumulatorem. Miły pan w sklepie niedaleko mojej pracy powiedział, że najlepsze są akumulatory moll i jeśli nie lubię często wymieniać, to taki mi poleca. Muszę się zastanowić, bo wcześniej miałam vartę i też nie miały problemu, żeby wytrzymać ładnych parę lat. Tak czy inaczej, raczej u nich kupię, bo pan zaproponował pomoc przy montażu i zabranie starego, więc dla mnie to duże ułatwienie.


Bez względu na pogodę i kaprysy samochodu, niezmiennym elementem związanym z obecną porą roku pozostaje "Last Christmas", sprzątanie, gotowanie i pieczenie. W tym roku wcześniej wzięłam się za porządki i efekt jest taki, że mam już wszystko ogarnięte i pozostają tylko standardowe rzeczy, te które się robi co sobotę, piątek lub poniedziałek, w zależności od tego czy zostajemy w domu czy wyjeżdżamy. Jeśli chodzi o pieczenie, to też w tym roku rewolucja: nie będę piekła standardowej strucli z makiem ani z orzechami, nie będzie keksa ani sernika wiedeńskiego. Wypróbowuję nowy przepis na sernik z makiem, mam też ochotę na szarlotkę z dużą ilością przypraw i rodzynków, i na włoską bułkę z bakaliami (taką do podgrzania), której niestety sama nie zrobię, z uwagi na brak przepisu, ale którą kupię (a co tam). Kolejny eksperyment to będzie perliczka (do której muszę poszukać przepisu) i jagnięcina (jak wyżej) - bo ani jednego ani drugiego jeszcze nie próbowałam. Przygotowałam też sobie kilka przepisów na nowe sałatki. Jejku, mam nadzieję, że to zjadliwe będzie. Chociaż w części. I że za bardzo nie przytyję.


Dziś zaczęłam ćwiczyć. Zobaczymy jak długo wytrwam...

czwartek, 16 października 2014

W przyszłym tygodniu przesuwamy zegarki

... już nie mogę się doczekać. Nie znoszę wstawać, gdy jest ciemno. Przynajmniej przez chwilę jeszcze będzie dobrze. A później... cóż, aby do wiosny :) A może spadnie śnieg i rozjaśni krajobraz...

wtorek, 23 września 2014

Wrocławski Festiwal Gitarowy

Uwielbiam jesień, zwłaszcza ze względu na odbywające się we Wrocławiu koncerty i warsztaty gitarowe. Jak co roku wybieram się na kilka imprez. Niestety organizatorzy w wielu wypadkach nie zadbali o tanie bilety czy kameralne sale, ale cóż, żyjemy w świecie komercji. Za darmo można sobie posłuchać na YouTube, ale to nie to samo. I tak idę. Słuchać, nie oglądać.

piątek, 12 września 2014

Grzybobranie

No to mamy piątek, weekendu początek :) No prawie, bo jeszcze 2 godziny. W weekend wybieram się do lasu na grzyby. Jest dość ciepło, wilgotno, więc powinno być ich sporo. Byle tylko nie były robaczywe ani spleśniałe, a będzie dobrze. Bo o to, że ich trochę znajdę jestem spokojna, sądząc po ilości grzybów na bazarach. Za cel podróży obieram leśne tereny Sudetów. 

Co prawda liczyłam na przedłużenie wakacji we wrześniu i na piękną pogodę, w czasie której można by było wziąć z tydzień wolnego i wynająć jakąś małą żaglówkę. Przed nadejściem chłodów można by zorganizować przyjemne jesienne żeglowanie. Osobiście nie jestem  zwolenniczką porywistego wiatru. Wolę ładną, słoneczną pogodę i powolne żeglowanie. Jak mówi z pewną pogardą kolega: dryfowanie. Niestety, pogoda nie popiera moich planów, więc dostosowując się do niej ubieram gumowce, kurtkę przeciwdeszczową i jadę na grzyby. To też lubię :)

A później zrobię je do słoiczków i będzie mniej dźwigania zakupów do obiadu. Lubię mieć zapasy. I oczywiście lubię grzyby marynowane; najbardziej opieńki i maślaki, czyli najbardziej popularne  grzybki w lasach, w których je zbieram. Idealna synchronizacja.

W sumie w grzybobraniu jest tylko jeden minus, z którym walczę od lat - mit o wczesnym wstawaniu. Od dziecka mnie uczono, że na grzyby trzeba wstawać rano. I od dziecka zawsze mnie zastanawiało co się później dzieje z grzybami? Chowają się? Uciekają? Bo raczej nie są wyzbierane, skoro rodzice wstawali rano także w niedzielę nie obawiając się, że wyzbierano je w sobotę. U zawsze jak wychodziłam popołudniu twierdzili, że "a o tej porze to już nic nie znajdziesz" :) Co w większości przypadków się nie sprawdzało, ale zdania nie zmienili.

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Sierpień i skradziony rower

Nie pamiętam już jak minął długi weekend czerwcowy, bo się chyba ostatnio z pisaniem zagapiłam... Sierpniowy minął dość spokojnie, domowo, trochę odwiedzinowo. Teraz sierpień zmierza ku końcowi i wkrótce nadejdzie jesień. Przez długie, ciepłe lato zapewne nastąpi to szybciej niż zwykle. Ba, kasztanowce już gubią brązowe liście, za chwilę zaczną bombardować kasztanami. Grzybów w lasach sporo... Niestety nie mogę znaleźć mojej szczęśliwej spadającej gwiazdki z rodziny Perseidów, o których ostatnio głośno w mediach, bo niebo zasnute chmurami. 


Niestety bieżącego lata, choć przyjemnie spędzone, lub raczej spędzane, nie mogę zaliczyć do udanych. "Wciągnęłam" się w jeżdżenie na rowerze. Na początku było ciężko się zmobilizować, ale później już "żyć bez tego nie mogłam". Jeździłam na moim starym, trochę rozklekotanym rowerze, bo nie mogłam się jakoś wybrać wymienić łożyska w piaście, które już się o to prosiły, a tu... ktoś mi nagle rower ukradł !!! Jeśli kiedyś go złapię, to słowo daję łapy poprzetrącam. Na pewno się nie wzbogacił, a ja nie mam na czym jeździć. Dziecko do szkoły też nie, bo jeździliśmy na spółę... Ręce opadają.

środa, 30 kwietnia 2014

Majówka

Dziś już 30 kwietnia. W wielu szkołach wolne. Dzieciaki mają 5 dni "wakacji". Na dzisiaj nie zorganizowaliśmy im nic szczególnego, bo my wolnego nie mamy. Za to mieli okazję się wyspać do woli. Piękna pogoda na dworze; mam nadzieję, że nie siedzą w domu. Jutro też ma być tak ładnie toteż wykorzystamy ten dzień na wycieczkę i piknik, a później się zobaczy, bo piątek zapowiadają ponuro - deszczowy, a kolejne dni chłodne. Dobrze, że nie rezerwowaliśmy gdzieś całego długiego weekendu. Plany? Odpoczynek, a w "przerwie" pomalowanie sufitu w łazience, bo nas sąsiad "podlał" jakiś czas temu, ale dotychczas nie było czasu na zrobienie z tym porządku... Poza tym muszę poszukać inspiracji na zagospodarowanie tarasu, bo czegoś mi tam brakuje. Jak znajdę jakiś fajny pomysł na stronach to się pochwalę.

czwartek, 10 kwietnia 2014

Wiosenny zapał

Część osób narzeka na przesilenie wiosenne, na to że nic się nie chce poza leniuchowaniem i spaniem. U mnie nic takiego nie występuje, na szczęście. Wiosna kojarzy mi się jedynie z zapałem do pracy wszelakiej, układania kolejnych planów, z działaniem, chęcią spróbowania czegoś nowego, pojechania w nieznane okolice (nawet niekoniecznie daleko), zdobycia nowej wiedzy, najlepiej takiej nigdy nie zgłębianej. Z przekopywaniem ogródka, przesadzaniem roślin, malowaniem ścian, kupowaniem nowych przedmiotów do domu. 
 
W ramach wiosennego zapału ostatnio przerobiłam meble dziecięce na młodzieżowe. Mogłabym też na przykład zapisać się na szkolenie z rachunkowości, na kurs szwedzkiego, zrobić prawo jazdy na motor, nauczyć się szyć, spróbować w końcu samodzielnie zrobić stronę internetową, zrobić jakiś kurs "techniczny", albo przynajmniej profesjonalny kurs fotograficzny, bo nie jestem zadowolona z moich umiejętności fotograficznych. Mogłabym góry przenosić. 
 
Niestety na zajęcia bardziej angażujące czas nie mogę sobie pozwolić. Rozładowuję więc energię na działaniach, które można skończyć tego samego dnia lub maksymalnie w tydzień. Jeśli kurs - ok, ale najlepiej weekendowy i tym sposobem wiele pomysłów odpada. Szkoda, ale zbliża się lato, a to okres, w którym nie chcę "mieć na głowie" żadnych zajęć rozpoczętych wcześniej, bo to czas niepokorny, z wieloma spontanicznymi akcjami, wyjazdami, imprezami, z których szkoda byłoby rezygnować na rzecz uporządkowanego kalendarza obowiązującego w pozostałych porach roku, z jego systematycznością i obowiązkami. 
 
A plany na najbliższy tydzień to zgłębianie kuchni tajskiej :) Mam nadzieję, że nie odbije się to negatywnie na naszych przewodach pokarmowych...

Super byłoby mieć takiego powera przez cały rok...

wtorek, 1 kwietnia 2014

Prima Aprilis

Dziś wygrywam: 5:1:1 to znaczy:

- 5 osób nabrałam,
- 1 mnie nabrała,
- 1 nie udało mi się nabrać.

Miły taki dzień.

środa, 26 marca 2014

Protest rodziców niepełnosprawnych dzieci

Wkurza mnie tłumaczenie premiera w sprawie świadczeń dla rodziców opiekujących się niepełnosprawnymi dziećmi. Jakie nadużycia? Przecież nie proponuje się kwot, które pozwalałyby na zbicie majątku. Z drugiej strony może nasz pro-europejski rząd dostosuje swoje standardy do standardów europejskich i zrówna np. ilość samochodów służbowych w administracji do tych na Zachodzie. To by z nawiązką wystarczyło na świadczenia dla protestujących rodziców. Z drugiej strony jaką trzeba mieć moralność, żeby kopać ludzi znajdującej się w tak trudnej sytuacji i zmuszać ich do organizowania się i przyjeżdżania do Sejmu, bo inaczej nie można nic uzyskać. Rząd walczy o świadczenia dla dzieci emigrantów znajdujące się w Polsce, ale nie potrafi zadbać o własnych obywateli. Przy wszystkich tych cynicznych komentarzach brakowało tylko tego, że chore dzieci nie są przyszłymi podatnikami, więc rząd nie chce ich finansować wiedząc, że nie dostanie zwrotu...


Oby im się udało. Przy kosztach opieki nad takimi dziećmi, to i tak grosze.

piątek, 21 marca 2014

Przyszła

Nareszcie przyszła wiosna nie tylko ta rzeczywista, ale i astronomiczna. No bo powiedzmy sobie szczerze: w tym roku zima trwała (przynajmniej u nas) tydzień, pod koniec stycznia. To co wcześniej trzeba by więc określić mianem jesieni, a to co później: wiosny, no może przedwiośnia. Ale od kilku dni jest już prawdziwa wiosna, podczas której w kurtkach chodzić się nie da. Coraz więcej kwiatów zaczyna kwitnąć, drzewa puszczają pąki, ptaki śpiewają. Pięknie. Trzeba się wziąć jutro do roboty (bo zeszła sobota była zimna i deszczowa): zrobić porządek na ogrodzie, wyciągnąć narzędzia ogrodnicze, poprzycinać krzewy, wygrabić resztki suchej trawy i liści, zasadzić nowe kwiaty. W tym roku będę też eksperymentować z sadzeniem dyni i arbuzów. Ciekawe co z tego wyjdzie :) Doszłam do wniosku, że skoro we Włoszech wykorzystują każdy kawałeczek ziemi na posadzenie pomidorów czy kabaczków, to dlaczego ja, mając większy ogródek, mam hodować na nim tylko trawę. Cieszy też, że można w końcu pranie wysuszyć na zewnątrz i przewietrzyć kołdry. Zawsze jakoś tak inaczej pachnie, jak wyschnie czy poleży trochę na słońcu.


To tyle przyjemności, bo poza tym muszę jeszcze sprawdzić, co nasz cudowny rząd namieszał tym razem w rozliczaniu samochodów. Nowe przepisy wchodzą od 1 kwietnia i z tego co się zorientowałam trzeba będzie jakieś ewidencje przebiegu prowadzić w firmach. Ech, żeby do firm dało się stosować te same zasady rozliczeń co w Ministerstwie Finansów, albo żeby znalazł się odważny, który by ich skontrolował... Marzenia.

środa, 5 marca 2014

Panika?

Przejrzawszy poranne wiadomości, stwierdzić muszę, że na obecnym kryzysie ukraińskim można równie łatwo dużo stracić, jak i nieźle zarobić. I to nie tylko na giełdzie. Nawet firmy, które eksportują na wschód mogą niekoniecznie na tym stracić, no chyba że zostanie nałożone jakieś embargo, w co osobiście wątpię. W tzw. mediach społecznościowych szerzy się lekka panika na temat III wojny światowej, robienia zapasów, itp. Co w konsekwencji może okazać się świetnym sposobem na dużą sprzedaż, ba, jak wieść się rozniesie, może być nawet większa niż przed Bożym Narodzeniem. W dodatku panika dotyczy również terytorium RP. Więc tu również można sporo zarobić. Ciekawe swoją drogą, czy histeryczne profile nie są zakładane w ramach kampanii pseudomarketingowych jakichś firm... Portale społecznościowe są do tego świetnym medium. Wiadomości roznoszą się szybko i są w mniemaniu wielu osób "bardziej prawdziwe" niż podawane w telewizji: cenzurowane, poprawne politycznie i popierające określoną opcję polityczną. Zresztą kto wie, może i w TV pojawią się za chwilę reklamy w stylu: kup nasz makaron, zrób zapasy na wypadek III wojny światowej...

wtorek, 18 lutego 2014

Aktywna inaczej niedziela

To dziś będzie trochę o stronach "turystycznych". I nie chodzi mi tu bynajmniej o strony z ofertami wyjazdów wakacyjnych, weekendowych, długo-weekendowych, objazdówek, itp. Chodzi mi o strony, na których można znaleźć informacje o zabytkach i innych obiektach w określonym regionie, które "warto zobaczyć". Takich stronek jest coraz więcej. Znaczna część jest prowadzona w formie różnych blogów, fotoblogów czy videoblogów. Ale informacje można znaleźć też na podstronach gmin, powiatów czy województw. Nie będę się wypowiadała o wszystkich, bo nie wszystkie sprawdziłam. Ale... No właśnie. Ostatnia niedziela może nie była super słoneczna, ale za to ciepła i przyjemna. Postanowiliśmy zrzucić pantofle i gdzieś pojechać, gdzieś nie za daleko, coś zwiedzić, coś zobaczyć. No i pojawiło się standardowe pytanie: gdzie? Zaczęłam "googlować", ale jakoś kiepsko mi szło. Wtedy przypomniałam sobie, że na stronie naszej gminy jest informacja turystyczna. Pomyślałam: super, informacja "ze pierwszej ręki". Pierwsza informacja, z której się ucieszyłam to ta, że w naszej gminie jest droga rowerowa do pewnej miejscowości turystycznej. Z tego co pamiętam, prowadzą tam dwie drogi samochodowe, ale jedną i drugą będzie z trzydzieści kilka kilometrów, teren na początku płaski, później pod górkę, czasem dość mocno. Potomek ma lepszą kondycję ode mnie, więc przynajmniej w jedną stronę dałby radę, ale stwierdziłam że jak na domatorów, sporadycznie jeżdżących na rowerze, 60-70 km to trochę za dużo na początek. Ale że nabraliśmy ochoty na przejażdżkę, więc stwierdziliśmy, że pojeździmy sobie "tak o". Niestety na stronie gminy nie było mapki, którędy prowadzi ta droga, więc zaczęliśmy szukać w Google. I co się okazało? Że to lipa. Żadnej drogi rowerowej w tamtą stronę nie ma. Trzeba jechać przy normalnej szosie, z wąskim szutrowym poboczem, w dodatku na znacznym odcinku jest to trasa ciężarówek sunących na południe Europy. Dziękuję bardzo, nie będę narażać naszego życia. No to powróciłam na stronę gminy i szukam dalej, co by tu można było zwiedzić. Gmina chwali się 9 zabytkami. Niestety 3 z nich to kościoły, a właściwie ładne małe kościółki podobne do naszego; ale umówmy się: nie będę jeździć po kościołach. Czwarte miejsce godne odwiedzenia to urząd gminy - abstrahując od innych za i przeciw - w niedzielę zamknięty. Ruszyliśmy więc na zwiedzanie najbliższych pałacyków. Pierwszy z nich i pierwsze rozczarowanie. Pospacerowaliśmy po małym parku, do środka się nie dostaliśmy, wszystko zamknięte, zero informacji o możliwości zwiedzania, na moje oko od lat stoi pusty. Drugi z nich i drugie rozczarowanie, jeszcze większe, bo był pięknie opisany - okazało się, że to częściowo hotel, a częściowo teren prywatny, tak czy inaczej access denied. Powiem szczerze: odechciało mi się jeżdżenia. A najbardziej wkurzyło mnie zaproszenie "z gminy" do aktywnego wypoczynku i odwiedzania ciekawych miejsc... I tak sobie myślę, że po 1. muszę znaleźć stronę z miejscami, które można faktycznie zobaczyć, po 2. że o atrakcyjności turystycznej miejsca nie świadczy ilość zabytkowych obiektów, tylko ilość dostępnych obiektów do zwiedzenia. Nasz region słynie z zamków i dworków, ale co z tego, jeśli są niedostępne, a z innymi "atrakcjami" turystycznymi też krucho. Zresztą może to będzie w przyszłości kierunek bloga? Kto wie, odwiedzę mniej "atrakcyjne" turystycznie miasta i zabiorę się za pstrykanie fotek i filmowanie. Miast i miasteczek, w których można znaleźć turystyczne perełki jest mnóstwo. Pytanie tylko: które można faktycznie zobaczyć... A przy okazji sprawdzę ilość i jakość zbiorników wodnych i rzeczek, pod względem możliwości kąpania, ale też mając na uwadze wędkarstwo, bo z tym też różnie bywa i również mamy dziwne doświadczenia.

wtorek, 28 stycznia 2014

Wpis 3

Styczeń się kończy, a ja nadal rzadko tutaj bywam. Skoro jednak już zdecydowałam się zajrzeć i zalogować, zostawię ślad po tej wizycie, w postaci kolejnego wpisu. Niech to będzie mały kroczek w kierunku realizacji postanowienia noworocznego, w którym obiecywałam sobie mobilizację do w miarę systematycznych wpisów. Czytam sobie właśnie serwisy informacyjne, żeby wiedzieć co się w świecie dzieje, bo na TV nie mam czasu; chociaż nie - właściwie ich nie czytam, tylko przeglądam, bo tyle tam "sensacyjnego chłamu", że czytać większości "niusów" się nie da. Ongiś dziennikarze nie grzebaliby się w takim g... jak teraz, a zajęli sprawami ważnymi. No ale że to g... budzi jakieś tam - niskie bo niskie, ale zawsze - emocje, więc piszą. Przy okazji stwierdzić muszę, że portale informacyjne są mało czytelne i przeładowane informacjami. Osobie przyzwyczajonej do jednego portalu, trudno znaleźć interesujące ją informacje na innym, na którego wcześniej nie wchodziła. Za to zawsze można znaleźć reklamy i wyeksponowane artykuły z cyklu dziwnej publicystyki - kto czyta, ten wie o czym piszę. Najlepsze jednak są opinie ekspertów: jednego dnia mówią "a", a drugiego "a prim", np. jednego dnia: prognozujemy, że złotówka będzie się umacniać, a drugiego: tak jak przewidywaliśmy złotówka straciła na wartości i przewidujemy jej dalszy spadek. Niezłe są też sondaże. Kto w nich bierze udział? I nie zapominajmy o długoterminowych prognozach pogody. Zawsze mam wrażenie, że są ustalane tak jak horoskopy: spotykają się "specjaliści" i stwierdzają: pogoda obecnie nie zadowala ogółu, więc pocieszmy społeczeństwo, że za tydzień-dwa będzie taka jak chcą. Będą mieli nadzieję i temat do rozmów. No cóż, trzeba pomału wracać do pracy. Jeszcze tylko ściągnę sobie jakiś program do rozliczania pit online, bo mój pracodawca tym razem sprężył się i już dostałam moje rozliczenie. No i dobrze, czym wcześniej się rozliczę, tym szybciej będzie zwrot. Zastanowić się tylko muszę na co przeznaczyć mój "szalenie wysoki" 1 procent. Kiedyś wybierałam jakieś organizacje pomagające dzieciom, albo hospicja, ale ostatnio doszłam do wniosku, że może by pomóc jakiemuś konkretnemu dziecku więc szukam i szukam i w końcu dopisuję na kogo podatek ma być przeznaczony. Dobre to i nie dobre. Zawsze wpadam w depresję, kiedy zobaczę ile nieszczęść spada na niektórych ludzi, zwłaszcza dzieciaki, przez co trudno zdecydować kogo obdarować i aż wstyd, że to takie grosze. Ale cóż zrobić. Nie stać mnie na sfinansowanie komuś leczenia, więc dobre i to. Najważniejsze, żeby wszyscy zapisali podatek na jakiś cel, choć najgorsze jest to, że teraz powstaje (i już powstało) mnóstwo pseudo-organizacji pożytku publicznego, założonych tylko po to, żeby ktoś przekazał na nich swój 1% podatku. Ale cóż, taki kraj, że tam gdzie pojawia się kasa, pojawiają się także potrzebujący inaczej. Całe szczęście, że większość ludzi jednak rozsądnie dobiera obdarowanych i że przez możliwość przekazania tego podatku na rynku pojawiły się darmowe programy do rozliczania pitów i nie trzeba już samemu ręcznie wszystkiego wypełniać i wyliczać. Ups, przedłużyłam sobie przerwę...