Część
osób narzeka na przesilenie wiosenne, na to że nic się nie chce poza
leniuchowaniem i spaniem. U mnie nic takiego nie występuje, na
szczęście. Wiosna kojarzy mi się jedynie z zapałem do pracy wszelakiej,
układania kolejnych planów, z działaniem, chęcią spróbowania czegoś
nowego, pojechania w nieznane okolice (nawet niekoniecznie daleko),
zdobycia nowej wiedzy, najlepiej takiej nigdy nie zgłębianej. Z
przekopywaniem ogródka, przesadzaniem roślin, malowaniem ścian,
kupowaniem nowych przedmiotów do domu.
W ramach wiosennego zapału ostatnio przerobiłam meble dziecięce
na młodzieżowe. Mogłabym też na przykład zapisać się na szkolenie z
rachunkowości, na kurs szwedzkiego, zrobić prawo jazdy na motor, nauczyć
się szyć, spróbować w końcu samodzielnie zrobić stronę internetową,
zrobić jakiś kurs "techniczny", albo przynajmniej profesjonalny kurs
fotograficzny, bo nie jestem zadowolona z moich umiejętności
fotograficznych. Mogłabym góry przenosić.
Niestety na zajęcia bardziej
angażujące czas nie mogę sobie pozwolić. Rozładowuję więc energię na
działaniach, które można skończyć tego samego dnia lub maksymalnie w
tydzień. Jeśli kurs - ok, ale najlepiej weekendowy i tym sposobem wiele
pomysłów odpada. Szkoda, ale zbliża się lato, a to okres, w którym nie
chcę "mieć na głowie" żadnych zajęć rozpoczętych wcześniej, bo to czas
niepokorny, z wieloma spontanicznymi akcjami, wyjazdami, imprezami, z
których szkoda byłoby rezygnować na rzecz uporządkowanego kalendarza
obowiązującego w pozostałych porach roku, z jego systematycznością i
obowiązkami.
A plany na najbliższy tydzień to zgłębianie kuchni tajskiej
:) Mam nadzieję, że nie odbije się to negatywnie na naszych przewodach
pokarmowych...
Super byłoby mieć takiego powera przez cały rok...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz