Nie pamiętam już jak minął długi weekend czerwcowy, bo się chyba ostatnio z pisaniem zagapiłam... Sierpniowy minął dość spokojnie, domowo, trochę odwiedzinowo. Teraz sierpień zmierza ku końcowi i wkrótce nadejdzie jesień. Przez długie, ciepłe lato zapewne nastąpi to szybciej niż zwykle. Ba, kasztanowce już gubią brązowe liście, za chwilę zaczną bombardować kasztanami. Grzybów w lasach sporo... Niestety nie mogę znaleźć mojej szczęśliwej spadającej gwiazdki z rodziny Perseidów, o których ostatnio głośno w mediach, bo niebo zasnute chmurami.
Niestety bieżącego lata, choć przyjemnie spędzone, lub raczej spędzane, nie mogę zaliczyć do udanych. "Wciągnęłam" się w jeżdżenie na rowerze. Na początku było ciężko się zmobilizować, ale później już "żyć bez tego nie mogłam". Jeździłam na moim starym, trochę rozklekotanym rowerze, bo nie mogłam się jakoś wybrać wymienić łożyska w piaście, które już się o to prosiły, a tu... ktoś mi nagle rower ukradł !!! Jeśli kiedyś go złapię, to słowo daję łapy poprzetrącam. Na pewno się nie wzbogacił, a ja nie mam na czym jeździć. Dziecko do szkoły też nie, bo jeździliśmy na spółę... Ręce opadają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz