piątek, 11 grudnia 2020

Nadrabiając zaległości

Dobra, znowu długo tu nie zaglądałam... Powiedzmy sobie wprost: to taka nowa świecka tradycja ;) Za to teraz zdam szybką relację z tego co się wydarzyło w ostatnich pięciu miesiącach. Ograniczę się do najważniejszych (dla mnie) rzeczy. 

Urlop udał się wyśmienicie. Okolica była dość odludna, a miejsca, które zwiedzaliśmy także nie należały do zatłoczonych. W związku z tym, że epidemia pewnie jeszcze trochę potrwa, mogę z czystym sumieniem polecić Wam Podlasie, albo bardziej precyzyjnie - Suwalszczyznę, jako świetne miejsce na odpoczynek. Zresztą, nawet jak pożegnamy się z covidem, warto tam się wybrać. Wtedy nawet tym bardziej - ze względu na bliskość Litwy. 

Wrzesień minął pod tytułem powrotu do normalności. Może poza tymi maseczkami, dezynfekcjami i większą uważnością co do tego co się robi... Mimo tego było miło, powiało optymizmem. Właściwie październik też nie był najgorszy. Przynajmniej zaczął się dobrze, bo z końcówką to już wtopa.

Wtedy to wylądowałam na kwarantannie, przez jakieś tam domniemania możliwych kontaktów z chorymi. Kontakty, jeśli nawet były, na szczęście zachorowaniem się nie skończyły, ale swoje przesiedziałam. Jedyny plus, że mając więcej czasu wieczorami zamówiłam sobie donice do ogrodu. Listopad i grudzień to w zasadzie dalsze siedzenie w domu - bo home office i brzydka pogoda na uprawianie aktywności. Zasadniczo takie pogrążanie się w izolacji. 

Grudzień upłynął pod znakiem hurrrraaaa, mamy szczepionkę... I cóż, że krótko testowaną, szczepcie się. Dzięki, i tak muszę siedzieć w domu, więc nie odczuwam potrzeby zostania królikiem doświadczalnym. Oczywiście, zaszczepię się, jeśli taka będzie konieczność; czytaj: jeśli wirus zostanie z nami dłużej i nie wygaśnie samoczynnie, ale za 2-3 lata. Jak będzie coś więcej wiadomo o skutkach ubocznych tych specyfików. 

A teraz - przygotowania do świąt, które w tym roku też się jakoś nie kleją. Postanowiłam poczekać do zimowego przesilenia i ruszyć się z datą rozpoczęcia wydłużania się dnia. Nie można ugrzęznąć w tym marazmie na stałe. Dodam jeszcze, że mamy wyjątkowo chłodny grudzień. Nawet z myciem okien będzie problem, bo zimno...

Wesołych Świąt :)

wtorek, 4 sierpnia 2020

Tłumy tu, tłumy tam

Nawiązując do poprzedniego posta - udało mi się wtedy wypatrzyć 3 robaczki świętojańskie. Tak w zasadzie trochę na otarcie łez, w porównaniu do "tłumu", który oglądałam jeszcze kilka lat temu... Robaczki, gdzie się podziałyście? 

Pogoda w czerwcu i lipcu niby była przekichania, ale endomondo pokazało mi po 400 km aktywności, choć przyznaję, że głównie na rowerze. Ale co tam. Liczy się. Tym bardziej, że udało się dokładnie objeździć okolicę. Miałam nadzieję na spacery po górach, ale w te weekendy, które mogłyby wchodzić w grę, była brzydka pogoda - deszcz, często burze, wiatr i takie tam brrr. 

Sierpień zaczął się dużo lepiej. Mam nadzieję, że w tym miesiącu uda się pospacerować, oczywiście unikając przeludnionych miejsc. Nie rozumiem ludzi, którzy w trakcie epidemii i wzrastającej liczby zachorowań, pchają się w zawsze oblegane regiony - począwszy od Tarnicy po "prawej stronie mapy", a skończywszy na Śnieżce - "po lewej stronie". A po drodze mamy wiele zamków, pałace, wrocławskie oblegane ZOO, itd. Nie wiem czy o tłumach nad morzem w ogóle warto wspominać. Kuszenie losu, a później polecą teksty o doborze naturalnym... Zresztą nie jest to specyfika polskiego społeczeństwa. Wszędzie dzieje się to samo. Ludzie ignorują zagrożenie. Ja nie zamierzam, co nie zmienia faktu, że od dziś zaczynam się szykować do urlopu. Nie żebym od razu pakowała walizki, trzeba zrobić listę zakupów ;) Oby regiony, które wybrałam, okazały się odludne :)

Miłego, spokojnego wypoczynku.

poniedziałek, 22 czerwca 2020

Mamy lato

W końcu mamy lato. Co prawda zaczęło się od ulew i powodzi, ale podobno ma się rozpogadzać. Bardzo na to liczę, bo po kwarantannach, brzydkich pogodach w weekendy i innych komplikacjach, odczuwam wielki niedosyt aktywności na dworze. 

Na dziś zaplanowałam wieczorno - nocną przechadzkę w poszukiwaniu robaczków świętojańskich :) Myślę, że już są. Pomysłu nie opatentowałam ;) Zachęcam do jego kopiowania :) Być może do zobaczenia w plenerze.

Marzyłby mi się aparat, którym udałoby mi się sfotografować te zwierzęta, niestety nie dysponuję takim. Trzeba będzie ograniczyć radochę do osobistego oglądania :)

środa, 22 kwietnia 2020

Na dwór wyjść

Od poniedziałku można wychodzić z domu w celu uprawiania sportów (po 2 tygodniach ograniczeń). Ludzie podzielili się na dwie grupy - tych, którzy od razu korzystając z okazji wyruszyli na wycieczki, nordic walking, rowery, rolki, hulajnogi czy po prostu na spacery, oraz tych, którzy stwierdzili, że już się przyzwyczaili do siedzenia w domu. Serio. Mam wśród znajomych takie osoby, które narzekały na przymusowe odosobnienie, a teraz szukają usprawiedliwienia dla siedzenia w domu. A to coś ich w kościach łamie, a to katarek, a to wiatr za mocny, a to jeszcze za zimno, a to poczekam jeszcze trochę, aż się "tłumy przewalą".... Wymówek jest mnóstwo. 

Ja zaliczam się do tej pierwszej grupy. Od poniedziałku korzystam z możliwości poruszania się na świeżym powietrzu. Tłumów nie zauważyłam. Być może "przewalają się" gdzieś indziej. Pogoda jak dla mnie idealna - nie jest zimno, nie jest upalnie. Jest po prostu wspaniale. Oczy odpoczywają podziwiając widoki świeżej zieleni i kwitnących drzew i krzewów. Nos może nacieszyć się słodkimi zapachami kwiatów. Trochę przeszkadza maseczka, ale cóż, nie można mieć wszystkiego. Trzeba się cieszyć tym, co się ma. 

Polecam więc łapanie witaminy D wprost od słońca, a nie suplementację - drogą i zazwyczaj nieskuteczną. 

Miłego dnia :)

wtorek, 31 marca 2020

Pozytywy siedzenia w domu

Postanowiłam napisać na blogu coś, co nawiązuje do jego tematyki, czyli dobrych stron życia... W dzisiejszych czasach, kiedy na świecie panuje pandemia, gdy także w Polsce gwałtownie rośnie liczba osób objętych kwarantanną, zarażonych i zgonów, kiedy wszyscy, którzy mogą, siedzą zamknięci w domach, a ci, którzy nie mogą, z obawą wychodzą do pracy, nie jest to łatwe zadanie. Ale spróbuję. 

Dobrą stroną jest nabycie nowych doświadczeń życiowych. Od lat słyszę od wielu znajomych, że chcieliby pracować w domu, bo wtedy zaoszczędziliby czas tracony na dojazdy do pracy, nie wydawaliby tyle kasy na ciuchy, mogliby lepiej ogarnąć obowiązki domowe, itd. Same plusy. Po dwóch tygodniach takiej pracy, powoli zaczyna im wychodzić na usta przysłowiowa piana. Oszczędność na dojazdach jest "rekompensowana" dłuższym spaniem. Siedzenie w domu w piżamie wcale nie jest takie fajne, a obowiązki domowe odciągają od pracy. Plusem więc będzie docenienie później możliwości pracy poza domem, w towarzystwie innych ludzi. 

Ale jak już siedzimy w domu, to można go nieźle ogarnąć - zrobić malowanie, albo generalne porządki, pozbywając się całkowicie zbędnych rzeczy, które tylko zagracają i zajmują miejsce. Można też zrobić wiosenne porządki, także na ogrodzie, jeśli ktoś posiada. Może nie akurat dziś, bo dzisiaj pogoda sprzyja rządowi wprowadzającymi kolejne obostrzenia co co wychodzenia z domu. Jest zimno, a w wielu miejscach nawet spadł śnieg - taki mokry i nieprzyjemny. 

Przy okazji możemy też odnaleźć swoje pasje, albo powrócić do nich po latach. Oczywiście pasje, które można uskuteczniać w domu - szydełkowanie, dzierganie na drutach, czytanie, pisanie, malowanie, rysowanie, haftowanie, taniec, majsterkowanie, granie w gry komputerowe... Możliwości - wbrew pozorom - jest mnóstwo. Możemy także zacząć ćwiczyć. Po powrocie do pracy bez kilku kilogramów może być niezły efekt wow ;)

No i oczywiście można poświęcić więcej czasu dzieciom...