poniedziałek, 23 stycznia 2017

Reforma edukacji

Po okresie "czarnych" wpisów nastała czarna dziura, czyli dwa miesiące niepisania... I tak sobie myślę, że czas przerwać tę ciemną serię i napisać coś bardziej optymistycznego, tym bardziej, że pogoda za oknem zachęca do tego. Co prawda leży jeszcze trochę śniegu, ale systematycznie go ubywa, a błękitne niebo daje nadzieję na to, że nie będzie już prószyć.


Dziś sprawdziłam rozpiskę nowych planów lekcji po reformie i - o ile miałabym zastrzeżenia co do ilości poszczególnych zajęć - o tyle pozytywną rzeczą jest ogólne zmniejszenie ilości lekcji (a w końcu wpis miał być pozytywny). Odnoszę wrażenie, że teraz jest ich dużo za dużo. Dzieciaki są przemęczone, nie mają czasu na rozwijanie swoich pozalekcyjnych zainteresowań, zwłaszcza w tygodniach kiedy niemal jednocześnie nauczyciele kończą poszczególne działy i codziennie są sprawdziany (albo kilka).


Swoją drogą ciekawe czy w związku z reformą zostaną przywrócone normalne ferie - normalne, czyli w tym samym czasie dla wszystkich. Takie "skaczące" terminy są moim zdaniem bez sensu. Kiedyś dziecko zaczynało ferie niemal zaraz po zakończeniu przerwy świątecznej, więc pierwszy semestr był zrealizowany tak "po łepkach", a w drugim wszyscy jęczeli jaki on długi i męczący. W tym roku ferie zaczynają się dopiero za 3 tygodnie. Pierwszy semestr został właśnie zakończony, oceny wystawione, dzieciaki czują ogólne odprężenie i wszystko im w głowach tylko nie rozpoczynanie nauki od razu w nowym semestrze, a niestety od tego tygodnia oceny już będą szły "na nowy". Kompletnie bez sensu. Skoro wakacje mogą być w jednym czasie, to moim zdaniem ferie też być powinny. W najlepszym czasie - czyli po wystawieniu ocen za pierwszy semestr. Tak myślę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz