...
a zawsze myślałam, że mam. Kupiłam ostatnio film "Sierpień w hrabstwie
Osage". Przeczytałam, że to komedia, więc nastawiłam się na lekki,
śmieszny film. No cóż, w zasadzie nie rozbawił mnie. Moim zdaniem jest
to raczej dramat, choć nie jestem krytykiem filmowym i nie podejmuję się
profesjonalnego oceniania, ani klasyfikacji. Oczywiście można
twierdzić, że choroba i problemy rodzinne są śmieszne, ale ja tego jakoś
nie czuję. Co nie zmienia faktu, że film jest niezły, nawet całkiem
niezły. Meryl Streep - jak zwykle fantastyczna, bez względu na to w
jakim filmie i jaką rolę gra. Zresztą jaki sens jest oceniać aktorów -
starych wyjadaczy, którymi obsadzono role. Wiadomo, że zagrają na miarę
nagród. Tym bardziej w takim komplecie. A zatem, film polecam, ale jak
dla mnie nie jest to komedia, albo po prostu nie mam poczucia humoru.
Ostatnio
w ogóle mam okres jakiś bardziej melancholijny, czy sentymentalny.
Lubię się włóczyć po lasach i górach. Odpręża mnie to. Może po prostu
mam dość blokowisk i pozbywania się zieleni przez wspólnoty
mieszkaniowe, spółdzielnie, zarządy zieleni czy kogoś tam na rzecz
parkingów i komór na śmieci. Lubię też podziwiać panoramę z wież
widokowych. Aż się zdziwiłam, że tyle ich mamy w niższych i wyższych
górkach. Część z nich jest nowa, część postawiona jeszcze przed wojną
czy wręcz wojnami światowymi. Są na przykład dwie stare, ale mające swój
urok wieże widokowe w Górach Sowich
- jedna murowana na szczycie Wielkiej Sowy, druga metalowa na szczycie
Kalenicy. Z obu rozciąga się wspaniały widok na góry i równiny.
Oczywiście wtedy, gdy gór nie spowijają chmury, co ma swój urok, ale nie
widoczność.