Zapisałam
dziecko na kolonię. Niech sobie wypocznie i złapie trochę jodu. Tym
bardziej, że chce. Mam nadzieję, że jako rozbrykany nastolatek, w gronie
innych rozbrykanych nastolatków, nie wymyśli, a raczej - nie zrobi -
czegoś bardzo głupiego. No, ale każdy musi zdobyć sam jakieś tam
doświadczenia życiowe i do wielu rzeczy dojść sam. Dobre rady
"wapniaków" jednym uchem wpadają, a drugim wypadają, na zasadzie, że
teraz jest inaczej, że już zapomnieli jak to kiedyś było, że w ogóle oni
kiedyś byli nastolatkami? itd. Też się to przerabiało, więc niech się
sam uczy. Zastanawiam się tylko nad jego zachcianką, bo Potomek nosi
okulary, a wolałby mieć na wyjazd szkła kontaktowe, żeby nosić okulary
przeciwsłoneczne albo żadne. Obawiam się trochę tych szkieł, że nie
poradzi sobie jak mu piaskiem sypnie w oczy na plaży, albo wpadnie mu
coś do oka, kiedy będzie pływał. Wiem, że to wygoda i sama wolę na plażę
zakładać szkła, ale ja się jednak trochę spokojniej tam zachowuję. Niby
soczewki są teraz robione z super materiałów, oddychających,
nawilżających i Bóg wie co tam jeszcze (generalnie cudo, przynajmniej
według reklam), ale jednak to ciało obce w oku, a dziecko też nie zawsze
tak zadba o ich porządne wypłukanie; zwłaszcza, że program kolonii jest
bogaty i pewnie będą się ciągle poganiać i spieszyć. Chyba muszę to
skonsultować z okulistką.
A
od jutra po południu majówka :) Oby tylko nie padało i było względnie
ciepło. Co prawda nigdzie się nie wybieramy, ale miło by było gdyby się
dało grilla odpalić i posiedzieć trochę na zewnątrz ze znajomymi. Aaaa,
no i zakupy trzeba zrobić większe...
W
tym roku w ostatniej chwili wyrobiłam się ze złożeniem PITa. Miałam go
już przygotowanego 2 miesiące temu. Wydrukowałam, odłożyłam na kupkę
innych papierów i zapomniałam. Dopiero ostatnio koleżanka opowiadała o
swoim i przypomniało mi się, że przecież go nie zawiozłam ani nie
wysłałam... Pojechałam do urzędu i stanęłam wśród innych osób robiących
wszystko na ostatnią chwilę. Dowiedziałam się kto jest ostatni i
czekałam. Po gościu, za którym stałam podszedł do okienka inny. Mówię,
że ja tam stałam a pani w okienku pyta mnie o numer.... Hyyy??? No tak,
oczywiście. Wzięłam ze sobą papiery do przejrzenia i tak się nimi
zaaferowałam, że nie zauważyłam, że tam trzeba sobie kliknąć po numerek do kolejki.
Podwójna kompromitacja. Całe szczęście, że było mało osób. No i drugie
szczęście, że wszystko załatwiłam. W przyszłym roku pakuję w kopertę,
albo wysyłam przez internet. Mimo ułatwień, nadal nie lubię urzędów.