środa, 29 kwietnia 2015

Przed majówką

Zapisałam dziecko na kolonię. Niech sobie wypocznie i złapie trochę jodu. Tym bardziej, że chce. Mam nadzieję, że jako rozbrykany nastolatek, w gronie innych rozbrykanych nastolatków, nie wymyśli, a raczej - nie zrobi - czegoś bardzo głupiego. No, ale każdy musi zdobyć sam jakieś tam doświadczenia życiowe i do wielu rzeczy dojść sam. Dobre rady "wapniaków" jednym uchem wpadają, a drugim wypadają, na zasadzie, że teraz jest inaczej, że już zapomnieli jak to kiedyś było, że w ogóle oni kiedyś byli nastolatkami? itd. Też się to przerabiało, więc niech się sam uczy. Zastanawiam się tylko nad jego zachcianką, bo Potomek nosi okulary, a wolałby mieć na wyjazd szkła kontaktowe, żeby nosić okulary przeciwsłoneczne albo żadne. Obawiam się trochę tych szkieł, że nie poradzi sobie jak mu piaskiem sypnie w oczy na plaży, albo wpadnie mu coś do oka, kiedy będzie pływał. Wiem, że to wygoda i sama wolę na plażę zakładać szkła, ale ja się jednak trochę spokojniej tam zachowuję. Niby soczewki są teraz robione z super materiałów, oddychających, nawilżających i Bóg wie co tam jeszcze (generalnie cudo, przynajmniej według reklam), ale jednak to ciało obce w oku, a dziecko też nie zawsze tak zadba o ich porządne wypłukanie; zwłaszcza, że program kolonii jest bogaty i pewnie będą się ciągle poganiać i spieszyć. Chyba muszę to skonsultować z okulistką.

A od jutra po południu majówka :) Oby tylko nie padało i było względnie ciepło. Co prawda nigdzie się nie wybieramy, ale miło by było gdyby się dało grilla odpalić i posiedzieć trochę na zewnątrz ze znajomymi. Aaaa, no i zakupy trzeba zrobić większe...

W tym roku w ostatniej chwili wyrobiłam się ze złożeniem PITa. Miałam go już przygotowanego 2 miesiące temu. Wydrukowałam, odłożyłam na kupkę innych papierów i zapomniałam. Dopiero ostatnio koleżanka opowiadała o swoim i przypomniało mi się, że przecież go nie zawiozłam ani nie wysłałam... Pojechałam do urzędu i stanęłam wśród innych osób robiących wszystko na ostatnią chwilę. Dowiedziałam się kto jest ostatni i czekałam. Po gościu, za którym stałam podszedł do okienka inny. Mówię, że ja tam stałam a pani w okienku pyta mnie o numer.... Hyyy??? No tak, oczywiście. Wzięłam ze sobą papiery do przejrzenia i tak się nimi zaaferowałam, że nie zauważyłam, że tam trzeba sobie kliknąć po numerek do kolejki. Podwójna kompromitacja. Całe szczęście, że było mało osób. No i drugie szczęście, że wszystko załatwiłam. W przyszłym roku pakuję w kopertę, albo wysyłam przez internet. Mimo ułatwień, nadal nie lubię urzędów.

wtorek, 14 kwietnia 2015

Już połowa kwietnia

Coraz rzadsze te moje wpisy. Czasu brakuje, zwłaszcza odkąd przyszła wiosna, a we mnie wstąpiła energia do robienia wszystkiego, najlepiej naraz. Niestety pojawiły się dwie blokady: brak czasu i funduszy. A właściwie jeszcze trzecia: niechęć Ukochanego do rozkopywania całego ogrodu, modernizowania tarasu, z jednoczesnym malowaniem w domu. Przy tym jednocześnie pracując i wykonując inne niezbędne, codzienne zajęcia. Okiełznałam więc swoje ciągoty do wszystko - robienia naraz i realizuję plany pomału i po kolei. Pierwsze efekty już widać, choć niestety zrujnowałam przy okazji ręce, które przez całą zimę próbowałam zregenerować. No trudno, jak się nie umie posługiwać rękawicami, to takie są efekty.

Jednocześnie energia wstąpiła w moją siostrę (chyba mamy jakąś wiosenną skazę genetyczną), która modernizuje własne mieszkanie i chce mnie wyciągnąć na zakupy w charakterze doradcy, bo ma ochotę na nowe meble do sypialni. Niestety wiąże się to z wielogodzinnym łażeniem po wielu sklepach, co zdecydowanie krzyżuje moje plany, ale cóż poradzić... Co gorsze, postanowiła sobie, że w tym roku musimy w naszym rodzinnym domu ocieplić północną ścianę, która powoduje spory ubytek ogrzewania, tym bardziej odczuwalny, że dotyczy także łazienki, w której bywa koszmarnie zimno. Szczerze mówiąc wolałabym już zrobić szybką akcję i zamontować ogrzewanie podłogowe, bo mimo że wiąże się to ze skuciem posadzki, rozłożeniem maty grzewczej, zrobieniem wylewki i ponownym położeniem kafli, to jednak zamykamy się w remoncie jednego pomieszczenia. A z ociepleniem ściany jest problem - plany są co roku i pewnie całość byłaby już dawno zrobiona, gdyby nie koszmarnie trudny dostęp do tej piekielnej ściany.

Cóż poza tym? Potomek postanowił pojechać w tym roku na kolonię. Hura, że będziemy mieli 2 tygodnie wakacji. Hura, że on się będzie świetnie (mam nadzieję) bawił i wypoczywał. Łee, że to kolejny niemały wydatek, który trzeba będzie skądś wyskubać, bo przecież dziecku nie będę żałować, póki jakoś tam mogę sobie na to pozwolić. Tym bardziej, że odciągnie go to na całe dwa tygodnie od komputera :) Tak, to jest godne największego poświęcenia i zaciśnięcia pasa :)

Trzeba będzie tylko dokładnie sprawdzić w necie i wśród znajomych organizatora...