Przestałam oglądać programy informacyjne, bo to co się dzieje, za bardzo podnosi mi ciśnienie. Dziś tematem nr 1 była wizyta angielskich książąt (na jednych portalach informowano o ciuchach prominentów, na innych o dzieciach; kwestie polityczne zostały w zasadzie pominięte, więc to taka wizyta kurtuazyjno - towarzyska).
Innym ważnym tematem był spór o sądownictwo. No cóż, z polskich sądów można być zadowolonym albo i nie. Często jest to związane z tym czy się sprawę wygrało czy przegrało, a że obie strony wygrać nie mogą, więc w sprawach spornych mamy 50 procent niezadowolonych. Czasy, gdy babki wciskały w dłonie granaty i mówiły "sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie" minęły, bo teraz w inny sposób próbuje się wpłynąć na to, po której stronie ma być sprawiedliwość. Nie twierdzę, że sądy działają idealnie. Są orzeczenia, do których - patrząc z boku - a więc w miarę obiektywnie można się przyczepić. Ale trzeba sobie też uświadomić, że sędziami są ludzie (a nie żadni nadludzie), tacy jak my. A kto się nigdy nie machnął w pracy, albo nie miał innego zdania niż większość? Oczywiście, pomyłki i błędy należy eliminować, ale nie przez zmianę całego systemu. Należałoby też całe sądownictwo objąć powszechnym systemem emerytalnym, ale robienie rewolucji to nie jest właściwa droga. Nie da się nagle stworzyć armii nieomylnych sędziów (pytanie też: według kogo nieomylnych), którzy wszystkie sprawy rozpatrzą w ciągu tygodnia. No i oczywiście, którzy będą ustawodawcę wychwalać pod niebiosa i twierdzić, że nowe prawo jest najlepsze z najlepszych. Normalnie, inne państwa się chowają...
Nie muszę chyba dodawać, że nie znoszę grzebania w ustroju państwa i próbowania zmiany najlepszej jego podstawy opartej na trójpodziale władzy. Bez względu na to, która z władz miałaby być dominująca.